Autorzy filmów grozy dobrze wiedzą, że jeśli chcesz przestraszyć widza, zacznij od muzyki. Czy aby na pewno? Cóż. Wystarczy przypomnieć sobie powszechnie rozpoznawane już tematy muzyczne ze Szczęk, Omenu czy Z Archiwum X, by... Poczuć gęsią skórkę. Postanowiliśmy przyjrzeć się temu tematowi i odpowiedzieć sobie na pytanie – co sprawia, że słuchając określonej muzyki, czujemy lęk?
Czysta biologia
Zabiegi stosowane w muzyce filmowej nie są przypadkowe. W dużej mierze zaczerpnięte są one ze świata zwierząt oraz biologicznych uwarunkowań człowieka. Strach to nic innego, jak reakcja organizmu na zbliżające się zagrożenie, pozwalająca na właściwą reakcję. Od strony biologicznej pełni niezwykle ważną rolę – chroni przed niebezpieczeństwem. Istnieją dźwięki, które wywołują fizyczną, bezwarunkową reakcję organizmu, jak spięcie mięśni, przyśpieszone tętno, kołatanie serca.
Daniel Blumstein, kierownik Katedry Ekologii i Biologii Ewolucyjnej Uniwersytetu Kalifornijskiego w Davis, w serii wystąpień i artykułów zatytułowanych The Sound of Fear – Dźwięk Strachu – mówi o dwóch rodzajach dźwięków powodujących strach. Pierwszym z nich jest krzyk. Wysokie, piskliwe, nieregularnie zmieniające się tony, często powtarzane w szybkim tempie – efekt nadmiaru powietrza, a więc włożenia w ów krzyk ogromnej energii – w świecie zwierząt informują stado o zbliżającym się zagrożeniu (szczekanie piesków preriowych lub piski świstaków) lub są wołaniem o pomoc. To rodzaj biologicznego spustu, który przesyła informację – Coś się dzieje! Drugi typ dźwięków również jest zakorzeniony w biologii. Są to niskie częstotliwości, będące funkcją rozmiaru. Taki dźwięk sprawia, że zastygamy w bezruchu – ponieważ coś dużego się zbliża. I nie ma dobrych zamiarów.
Podobnych wniosków dostarczają doświadczenia pracy w salonie audio-video. Dla nikogo nowością nie jest, że sposób reprodukcji dźwięku i zastosowane przekaźniki – czyli sprzęt, jaki wykorzystujemy, kolumny stereo, wzmacniacze, zestawy kina domowego – mają ogromne znaczenie dla odbioru dźwięku. Podczas odsłuchów realizowanych w sklep.RMS.pl klienci przeżywają prawdziwe emocje, wywołane odpowiednio wyprodukowanym brzmieniem.
Wszystko zaczyna się w głowie
Analiza najbardziej popularnych utworów, które na przestrzeni lat wywoływały ciarki u rzesz widzów pokazuje, że istnieje cały arsenał środków, po jakie sięgają kompozytorzy. Gdyby spróbować je uogólnić, doszlibyśmy do wniosku, że większość z nich ma wprowadzić słuchacza w stan niepokoju, pokazać, że „coś nie gra”. Dlatego zabiegi stosowane w muzyce filmów grozy są nienaturalne dla innych gatunków.
Najbardziej sztandarowym przykładem może być słynna scena zabójstwa pod prysznicem z Psychozy Hitchcocka nie bez kozery należąca do kanonu. Jest to czyste zastosowanie dokonań Blumsteina w praktyce. W momencie pojawienia się zabójcy ciszę przerywają wysokie, piskliwe smyczki, jakby oddające dynamikę i dramatyzm ciosów nożem, by – już po ataku – przejść w ciężkie, niskie nuty wiolonczeli. Stopniowo coraz wolniejsze. Idealne, by pokazać, jak z zamordowanej Marion Crane uchodzi życie. Odpowiednie dopasowanie dźwięku do obrazu sprawiło, że perfekcyjnie przemyślany i wyreżyserowany temat straszył przez lata. I, jak można sądzić, straszy do dziś. Umiejętna żonglerka niskimi i wysokimi tonami, nawiązująca do biologicznych uwarunkowań, jest jednak tylko pewną bazą. Która na przestrzeni lat była przez człowieka kreatywnie rozwijana.
Środki muzyczne
Duża część straszących efektów, wykorzystywanych w ścieżkach dźwiękowych kina grozy, polega na odpowiednim zastosowaniu określonych zabiegów muzycznych, związanych z cechami kompozycyjnymi utworu.
Bardzo często stosowanym zabiegiem jest częste używanie dysonansów – dźwięków, które nie współbrzmią razem, „gryzą się”, wywołują dyskomfort. Wprowadzenie widza w nastrój niepokoju jest świetnym sposobem na pobudzenie układu nerwowego i wyobraźni, która podjudzona obrazem filmowym jest w stanie wyobrazić sobie wszystko. Dużo jest w takiej muzyce półtonowych przejść, septym zwiększonych (przedostatni dźwięk gamy, będący jakby od krok od rozwiązania napięcia, jednak ciągle je podtrzymujący) czy trytonów – kwint zmniejszonych.
O ostatnim interwale można przytoczyć ciekawostkę. W średniowieczu, z uwagi na niekomfortowe, szorstkie brzmienie, stosowanie trytonów było w muzyce kościelnej zakazane. Wierutną bzdurą jednak jest powszechnie powtarzane przekonanie, że tryton to diabolus in musica, zaś średniowieczni chórmistrzowie przypisywali jego pochodzenie nieczystym mocom. Ten pomysł powstał najprawdopodobniej na przełomie XX i XXI wieku. Sam zakaz – podobnie jak indeks ksiąg zakazanych – jest już mocno nieaktualny. Dzisiejsi kompozytorzy muzyki sakralnej często wykorzystują tryton szczególnie w liniach basowych jako interwał przejściowy, pozwalający na rozwiązywanie napięcia.
Ważną rolę tempo utworów – albo galopujące, albo przeciwnie, nienaturalnie wolne. Ciekawym jest fakt, że efekt końcowy w dużej mierze zależy od częstotliwości, w jakiej porusza się wiodący instrument. Jeśli wprowadzimy zamęt w sekcji wysokotonowej – mowa tu o blachach perkusyjnych, skrzypcach, trąbkach... wszystkim, co raczej piszczy, niż dudni – nie pozwoli to widzowi na skupienie. Wprowadzi efekt zamętu i myśli, odczuwany jednak przede wszystkim przez umysł. Zupełnie inne skutki przyniesie szybkie tempo w zakresie niskich tonów. Najlepszym przykładem jest tu słynny temat ze Szczęk Spielberga, gdzie od pierwszych sekund towarzyszą nam pędzące wiolonczele oraz mocne uderzenia kotłów. Kilkanaście sekund później wrażenie to potęgują gwałtowne, nagle urywane, zdecydowane pociągnięcia smyczków, ciągle jednak utrzymane bliżej dołu, niż góry.
Nie jest to zabieg przypadkowy. Niskie częstotliwości są to drgania powietrza odczuwane są przez całe ciało człowieka – układ kostny, mięśniowy itd. Szczególny efekt osiągany jest przy wysokim natężeniu takiego dźwięku. Z tego względu słuchając mocnego, głośnego basu – na przykład z dobrej klasy subwoofera kina domowego – można fizycznie poczuć dźwięk całym sobą.
Głośniki do kina domowego - Triangle
Bardzo kreatywnym i niełatwym od strony wykonawczej zabiegiem jest wprowadzenie zmiennego, niespotykanego na co dzień metrum. Wielu utworów znanych z kina grozy nie da się instynktownie policzyć „na 3” czy „na 4”. Do rzadkości nie zależą metrum nieregularne, jak 9/8 czy 5/4. Podobne wrażenie nienaturalności wywołują zmiany w rytmie, wybijające słuchacza z poczucia komfortu.
Świetnym soundtrackiem są kompozycje Krzysztofa Komedy do słynnego Dziecka Rosemary Romana Polańskiego. Można tam usłyszeć ciekawe kontrasty – muzyka polskiego jazzmana jest pięknie wykonana, wyrafinowana pod względem harmonii i kompozycji, jednak wywołuje uczucie niepokoju, znane z Miasteczka Twin Peaks Angelo Badalamentiego. Takie kontrasty dają do zrozumienia, że – choć pozornie wszystko wydaje się w porządku – w gruncie rzeczy coś nie gra. Podobny efekt daje, stosowane przez innych kompozytorów, zestawienie niepokojącej muzyki ze spokojnym lub nawet roześmianym głosem.
Chaos kontrolowany
Uczucie niepokoju może być pogłębione przez chaos. Zwróćmy uwagę, że w środkowej części tematu ze Szczęk bardzo dużo się dzieje – pojawiają się szybkie arpeggia, odzywają się gongi i blachy perkusyjne, co chwila odzywa się inny temat poszczególnych sekcji smyczków. Instrumenty grają coraz głośniej, by... Nagle umilknąć.
Warto zauważyć, że o ile w latach 60. i 70. za ścieżki dźwiękowe w klasycznych horrorach odpowiedzialne były przede wszystkim orkiestry symfoniczne, to w późniejszych latach pozwolono sobie na eksperymenty. Świetnym przykładem może być temat z Koszmaru z ulicy Wiązów, w którym – oprócz wyżej opisanych zabiegów muzycznych – wzbogacono „instrumentarium” o trzaski, szumy, odgłosy dzikich zwierząt. Klasyczne instrumenty również potrafią zabrzmieć „strasznie”. Często stosowane są organy piszczałkowe, które dzięki ogromnej skali oraz zdolności do głośnego odtwarzania bardzo niskich tonów o częstotliwości bliskiej infradźwiękom są w stanie nadać muzyce potęgi dużo większej – lub może po prostu innej, bardziej majestatycznej – niż ciężkie, przesterowane gitary.
Ta zasada ma również zastosowanie w reprodukcji dźwięku tak domowego, jak i kinowego. Podczas wielu odsłuchów w sklep.RMS.pl dało się zauważyć, że odpowiednio dobrany sprzęt stereo, kolumny i wzmacniacz, potrafią przekazać organy z niezwykłą wiernością.
Definitive Technology Mythos ST-L
Strach w studio
Dziś tworzenie muzyki do filmów grozy, dzięki ogromnym możliwościom, jakie daje elektronika, różni się nieco od pracy orkiestr z lat 60. David Graham, reżyser serialu Hannibal mówi, że bardzo ważne jest zaangażowanie widza w akcję, komunikacja przez muzykę. A jak rzecz wygląda od strony technicznej? Brian Reitzell, kompozytor muzyki do Hannibala twierdzi, że połowa sukcesu tkwi w odpowiedniej muzyce. Druga połowa to jej realizacja oraz wybór efektów. Przykładowo, w scenie, w której Hannibal Lecter jedzie motocyklem, oprócz realnego dźwięku silnika, wykorzystano Reitzel zdecydował się na samodzielne stworzenie brzmienia.
Odgłos powoli nabierającego obrotów silnika miał być symulowany przez ślizganie palcami po gryfie gitary basowej, zmiksowane z dźwiękiem kastanietów, które z kolei dawały skojarzenie z trzaskającym płomieniem. Dzieła dopełniało szybkie obracanie zakrzywionego kawałka drewna, które miało przynieść na myśl ogień dobiegający z rury wydechowej. Całość okraszono odpowiednim pogłosem, który zagwarantował lekko zadymioną teksturę i... Voila! Efekt można odsłuchać w serwisie YouTube.
Można jednak zauważyć – słuchając utworów tak z Hannibala, jak i Silent Hill czy poszczególnych części Piły – że mimo rozbudowanych możliwości edycyjnych zabiegi stosowane przez dekady wciąż nie wyszły z mody. Biologia rzadko się dezaktualizuje.
Warto spojrzeć na ten rodzaj muzyki filmowej z nieco innej, analitycznej strony. Wtedy na kolejny seans horroru można wybrać się bardziej przygotowanym. Ponoć strach bierze się z w dużej mierze z niewiedzy, zaś to, co daje się zrozumieć, mniej przeraża. Pytanie, czy nasze układy nerwowe są tego samego zdania.
Kolumny Definitive Technology w sklep.RMS.pl
Subwoofery Definitive Technology w sklep.RMS.pl