Za nami kolejna, czternasta edycja Open’era, przez niektórych nazwana jako przełomowo pokoleniowa, a to z racji tego, że organizatorzy w tym roku postawili na zespoły, których słuchają teraz dwudziestolatkowie. Była to również edycja powrotów. Po raz kolejny na open'erowej scenie można było zobaczyć takie zespoły jak: Kasabian, Alt J czy Disclosure. W tym roku na festiwalu pojawiły się tłumy. Szacuję się że Babie Doły przez 4 dni odwiedziło aż 185 000 uczestników. Co osobiście mnie trochę dziwi, bo line-up nie należał do najmocniejszych. Poniżej mała recenzja z koncertów z pierwszego i ostatniego dnia festiwalu, które uważam za najlepsze.
Środa 01.07.2015
Modest Mouse
Tegoroczną edycję Open'era otworzyłam koncertem Modest Mouse. Zespół składał się z dwóch perkusistów i wielu multiinstrumentalistów, którzy zmieniali instrumenty oraz miejsce na scenie przy każdym kolejnym utworze. Liderem Modest Mouse jest Isaac Brock, wokalista i gitarzysta, który znany jest ze specyficznego poczucia humoru, zmiennej częstotliwości głosu oraz wyczucia rytmu. Setlista była prezentacją ich 20-letniej dyskografii, z naciskiem na ich nowy album „Strangers To Ourselves” wydanym po kilkuletniej przerwie.
Tegoroczną edycję Open'era otworzyłam koncertem Modest Mouse. Zespół składał się z dwóch perkusistów i wielu multiinstrumentalistów, którzy zmieniali instrumenty oraz miejsce na scenie przy każdym kolejnym utworze. Liderem Modest Mouse jest Isaac Brock, wokalista i gitarzysta, który znany jest ze specyficznego poczucia humoru, zmiennej częstotliwości głosu oraz wyczucia rytmu. Setlista była prezentacją ich 20-letniej dyskografii, z naciskiem na ich nowy album „Strangers To Ourselves” wydanym po kilkuletniej przerwie.
Modest Mouse zaprezentował m.in.: entuzjastycznie przyjęte radiowe numery takie jak „Dashboard”, „Lampshades on Fire” czy też najbardziej energiczny numer na „Strangers To Ourselves” - „The Ground Walks, With Time in a Box”, jak również skróconą wersję utworu „King Rat” z albumu „No One’s First, And You’re Next”. Pomimo problemów technicznych Isaac Brock w swojej flamingowej koszuli wraz z zespołem dostarczyli sporą dawkę indie rockowego grania.
Father John Misty
Koncert Joshuy Tillmana dokładnie pokazał jak bardzo ważna jest osobowość sceniczna. Słuchając wcześniej jego studyjnych utworów zupełnie mnie nie zachwycił, ot takie pop-country. A tu nagle na scenie wyłania się gość, który w ciągu kilkunastu sekund wbił mnie w ziemię. Zaprezentował się jako efektowny, old-shoolowy rocker ze szkoły Jima Morrisona, śpiewając na kolanach, wykonując moonwalk, machając mikrofonem oraz stając i tańcząc na szczycie perkusji. Trudno było oderwać od niego wzrok.
Koncert Joshuy Tillmana dokładnie pokazał jak bardzo ważna jest osobowość sceniczna. Słuchając wcześniej jego studyjnych utworów zupełnie mnie nie zachwycił, ot takie pop-country. A tu nagle na scenie wyłania się gość, który w ciągu kilkunastu sekund wbił mnie w ziemię. Zaprezentował się jako efektowny, old-shoolowy rocker ze szkoły Jima Morrisona, śpiewając na kolanach, wykonując moonwalk, machając mikrofonem oraz stając i tańcząc na szczycie perkusji. Trudno było oderwać od niego wzrok.
Swoją nieustająca charyzmą w połączeniu z ironicznym humorem, dystansem do siebie i ze świetną grą aktorską porwał publiczność. Prawdziwy showman. Od mocno i energetycznie zagranego „I love you, Honeybear” po elektroniczną melancholię „True Affection” , złośliwym „Nothing Good Ever Happens”, aż po ogniste “Ideal Husband” pokazał jak wszechstronnym jest artystą. Jest idealnym przykładem na to, że twórcza elastyczność rozciąga się poza drzwi studia i że można tworzyć poważną muzykę, nie biorąc siebie zbyt poważnie.
Alabama Shakes
Nie ukrywam, że koncert Alabama Shakes był moim priorytetem. Jeden z ulubionych, rockowo-soulowych zespołów Jack'a White’a powstał w 2009 w Stanach Zjednoczonych. Sześcioosobowa grupa z Brittany Howard na czele w ciągu kolejnych 90 minut zawładnęła publicznością. Howard wyeksponowała swój zakres możliwości poprzez naprzemienne miękkie i eteryczne nuty oraz jej popisowe gardłowe zawodzenie, wykazując idealną równowagę pomiędzy doskonałym brzmieniem a surowymi, nieokiełznanymi emocjami. Aranżacje były perfekcyjne – nie było nuty, która nie powinna mieć miejsca. Zmiany tempa i nastroju były niezmiernie precyzyjne.
Nie ukrywam, że koncert Alabama Shakes był moim priorytetem. Jeden z ulubionych, rockowo-soulowych zespołów Jack'a White’a powstał w 2009 w Stanach Zjednoczonych. Sześcioosobowa grupa z Brittany Howard na czele w ciągu kolejnych 90 minut zawładnęła publicznością. Howard wyeksponowała swój zakres możliwości poprzez naprzemienne miękkie i eteryczne nuty oraz jej popisowe gardłowe zawodzenie, wykazując idealną równowagę pomiędzy doskonałym brzmieniem a surowymi, nieokiełznanymi emocjami. Aranżacje były perfekcyjne – nie było nuty, która nie powinna mieć miejsca. Zmiany tempa i nastroju były niezmiernie precyzyjne.
Z fascynacją słuchało się ich występu, składającego się m.in z „Dunes”, „Don’t Wanna Fight” i „The Greatest” z ich nowego albumu oraz „Be mine” i „Heartbreaker” pochodzących z debiutanckiej płyty. Mimo, że wszyscy członkowie Alabama Shakes są integralną częścią brzmienia zespołu, bardzo ciężko nie skupić większości uwagi na B. Howard. Zawładnęła sceną z całkowitą pewnością siebie i determinacją, pozostając przy tym skromną. Jest ona bez wątpienia jedną z najsilniejszych i najbardziej charyzmatycznych kobiet w dzisiejszej odsłonie rocka.
Źródło fotografii: oficjalny serwis Open'er Festival opener.pl