Niektórzy, słysząc że zapaleni audiofile przed odsłuchem "grzeją" kolumny lub wzmacniacz, pukają się znacząco w głowę. O co więc w tym "wygrzewaniu" chodzi?
Wygrzewanie kolumn i wzmacniacza.
Autor: Stanisław Chrząszcz Wstęp. Każdy sprzęt elektroniczny po włączeniu potrzebuje jakiegoś czasu na to, aby kondensatory zostały prawidłowo naładowane, przekaźniki załączone, a we wzmacniaczach temperatura końcówek mocy ustabilizowała się. Wprawdzie temperatura wzmacniacza zmienia się w zależności od jego obciążenia, ale układy kompensacyjne w znacznej części wpływ tych zmian niwelują. Podczas projektowania wzmacniaczy, pomiarów i odsłuchów dokonuje się na rozgrzanym sprzęcie, czyli takim który uzyskał temperaturę jaka może występować w warunkach normalnej eksploatacji. I dla takiej temperatury układy elektroniczne są tak strojone, aby uzyskać najlepszy dźwięk.
Wielu producentów zaleca by nowy sprzęt "wygrzewać" na średniej głośności przez ok. 30-40 godzin. Związane jest to z formatowaniem kondensatorów elektrolitycznych i innych podzespołów urządzenia, a także elektrycznym dopasowaniem się wszystkich elementów. Nie znaczy to oczywiście że przez 3 dni nasz sprzęt ma grać non-stop, po prostu słuchajmy muzyki, nie przeciążając go.
Trochę teorii - można nie czytać. Współczesne układy elektroniczne uzyskują optymalne warunki pracy po kilku minutach od załączenia. Natomiast wzmacniacz po kilku - kilkudziesięciu minutach. Zależy to bowiem od klasy w jakiej pracuje: A, AB, B czy C. Jeżeli pracuje on w czystej klasie A, osiąga wprawdzie najmniejsze zniekształcenia nieliniowe, lecz posiada małą sprawność. Wymaga wstępnej polaryzacji końcówki mocy, przepływa przez nią prąd nawet wtedy, kiedy nie jest podawany żaden sygnał . W konsekwencji wzmacniacz grzeje się (audiofile na taki wzmacniacz mówią "piec"). Jest to normalne zjawisko i konstruktorzy to przewidzieli . Wiele wzmacniaczy wyższej klasy pracuje początkowo w klasie A, (np. pierwsze 15 W mocy) aby potem przy wyższych pobieranych mocach przejść na bardziej ekonomiczna klasę AB, czy B. Ustalenie się właściwej temperatury elementów wzmacniacza odgrywa jeszcze większą rolę przy wzmacniaczach lampowych. Tutaj dochodzi jeszcze właściwa temperatura lamp, które rozgrzewają się wolno i do wysokiej temperatury. O ile na uzyskanie właściwej temperatury pracy wzmacniacz tranzystorowy potrzebuje kilku, kilkunastu minut, wzmacniacz lampowy wymaga kilkudziesięciu. Niektórzy audiofile nie usiądą przed kolumnami, jeśli ich ukochany lampowiec nie "pogrzeje się" przynajmniej przez 2-4 godziny. Wielu producentów wyższej klasy sprzętu, nie przewiduje nawet wyłącznika sieciowego - ich sprzęt powinien być zawsze w stanie czuwania pod napięciem
A co z kolumnami? O ile dźwięk we wzmacniaczu "rozgrzanym a nie rozgrzanym" może się nieco różnić, to różnica nie jest tak uderzające jak w kolumnach. "Wygrzewanie kolumn" to zupełnie inne zjawisko niż to, które występuje w elektronice. Jeżeli zakupimy nowe kolumny, szczęśliwi niecierpliwie włączymy je do naszego zestawu, często z zaskoczeniem stwierdzimy, że dźwięk jest szorstki, nieprzyjemny, zupełnie inny niż ten, którym tak zachwycaliśmy się w sklepie. Jeżeli mamy cierpliwość i wcześniej przeczytaliśmy instrukcję dołączoną do kolumn, dowiemy się że wymagają one mechanicznego dotarcia, czyli jak niektórzy mówią - wygrzania. Zwykle producent określa ile godzin, dni, a nawet tygodni powinniśmy eksploatować je na średnich zakresach głośności tak, aby delikatne elementy zawieszenia głośników uzyskały odpowiednią elastyczność i z odpowiednią precyzją przenosiły impulsy prądu ze wzmacniacza. Zwykle, jeżeli gramy przez kilka godzin dziennie, na średnich zakresach głośności, trwa to 2 - 4 tygodnie. Trudne kolumny wymagają dłuższego docierania. Tak jak samochód wymaga właściwej eksploatacji w początkowym okresie, tak i kolumny odpowiednio "dotarte" odwdzięczą się nam o wiele lepszą jakością dźwięku. Po tym czasie powinniśmy uzyskać optymalny dźwięk, który nie zmieni się nawet przez kilka lat.