HiFiMAN HE-300 test Piotr Ryki (recenzja, opinie)

Szczerze powiem, odkąd słuchałem Sennheisera HD 600 z Lebenem CS-300XS, nie miałem takiej słuchawkowej frajdy w przedziale cenowym z okolic tysiąca złotych. Zadziwiająca jak na ten przedział cenowy naturalność, elegancja i brak niedociągnięć. Żadnej uszczypliwości w sopranach, żadnego podbarwionego czy przymglonego medium. Zero sybilacji i jednocześnie zero nudy.
 

Słuchawki HiFiMAN HE-300. Autor: Piotr Ryka.  

HiFiMAN HE-300

Wstęp. Firma Hi-FiMAN atakuje szerokim frontem i obok całej ławicy słuchawek ortodynamicznych rzuciła też niedawno na rynek słuchawki dynamiczne. Póki co, tylko jedne i one właśnie stanowią przedmiot recenzji. Jednocześnie są to w ofercie Hi-FiMAN'a słuchawki najtańsze, co sugeruje, że konstrukcje ortodynamiczne są kosztowniejsze, ale i zarazem zdaniem producenta warte poniesionych kosztów. Wynikałoby stąd, że jeśli już coś od Hi-FiMAN'a kupować, to właśnie te droższe ale i lepsze wyroby ortodynamiczne. Jednakże taka szybka konstatacja okazuje się myląca. Słuchawki ortodynamiczne to bowiem do siebie mają, że wymagają bardzo solidnego wzmocnienia, którego zwykłe wzmacniacze słuchawkowe poza nielicznymi wyjątkami nie zapewniają, a specjalnie pod tym kątem przyrządzony model HE-500, mający na podobieństwo zwykłych słuchawek dynamicznych grać z czym popadnie, wcale taki prosty w napędzaniu się nie okazuje, o czym będzie sposobność pomówić szerzej w jego własnej recenzji. Tak więc model HE-300 jest na dobrą sprawę jedyną możliwością zapoznania się ze szkołą dźwięku firmy Hi-FiMAN dla kogoś nie posiadającego bardzo wydajnej prądowo aparatury do napędzania słuchawek. Aparatura tego rodzaju nie jest tak nawiasem żadnym wielkim audiofilskim wyczynem, bo wiele jest przedwzmacniaczy i wzmacniaczy zintegrowanych z wydajnymi prądowo wyjściami na słuchawki, ale które z nich reprezentują odpowiednie walory brzmieniowe, to osobne szerokie zagadnienie.

Skoro napisałem, że model HE-300 daje okazję do zapoznania się ze szkołą dźwięku Hi-FiMAN'a, zdradziłem tym samym, że mimo odmienności konstrukcyjnych słuchawki te grają podobnie do swych ortodynamicznych pobratymców, ale raz, że żadna to tajemnica, a dwa, że przecież tak być powinno. Każda licząca się firma powinna reprezentować pewien styl odtwórczy sobie właściwy i przez siebie pielęgnowany.

 

Budowa.

HiFiMAN HE-300

Jako się rzekło, słuchawki są dynamiczne. Daje to oprócz łatwości napędzania także ten walor, że są lekkie. Od ortodynamicznych krewniaków zdecydowanie lżejsze, a przez to znacznie wygodniejsze. Ogólna konstrukcja jest bowiem u wszystkich wyrobów Hi-FiMAN'a identyczna, co w przypadku modelu lżejszego musi dać większą wygodę. Tym bardziej, że te ortodynamiczne naprawdę sporo ważą, a przy tym identyczne są też u wszystkich welurowe pady, w moim odczuciu znacznie przyjemniejsze dotykowo od oferowanych do wyboru skórzanych. Jednocześnie nie ma co popadać w euforię, bo użyte w teście do porównania Sennheisery HD 650 okazują się jeszcze lżejsze i wygodniejsze, tak więc pod względem wygody noszenia nie możemy postawić oceny wyższej od zadowalającej. Jest to wszakże ocena w pełni zasłużona, bez żadnego naciągania, bo żadne pejoratywy nie są tutaj obecne.  

HiFiMAN HE-300

Metalowy pałąk można bez obawy rozginać tak, by dopasował się do rozmiaru głowy słuchającego, a pady są wystarczająco obszerne by upchnąć w nie uszy, pozwalając tym sposobem pozbyć się jakiegokolwiek ucisku na małżowinę, którego bolesnych następstw możemy doświadczyć używając na przykład niższych katalogowo modeli firmy Grado. Regulacja wysokości zawieszenia muszel jest wprawdzie siermiężna, bo w oparciu o nagą siłę zacisku obejmy na pręcie mocującym, ale kiedy już właściwą wysokość ustawimy, trzyma ona swoją pozycję i nie musimy się tym zagadnieniem więcej zajmować. Same muszle pociągnięto na obwodzie srebrnym lakierem, a ich dominantą optyczną są bardzo duże grille z czarnej siateczki. Takie zestawienie kolorystyczne jest według mnie trochę zbyt krzykliwe, a sam lakier mógłby być nieco lepszej jakości, bo w końcu nie mamy do czynienia z wyrobem groszowym, tylko czymś za co przychodzi zapłacić około 250 amerykańskich dolarów.

Niewątpliwym atutem jest odpinany kabel. Łatwy do wymiany i ewentualnego zastąpienia lepszym zamiennikiem, a te są dostępne, chociaż cenowo niezbyt zachęcające. Ten oryginalny kabel jest długi, cienki i bardzo lekki. Nie stwarza eksploatacyjnych problemów, pozwalając usiąść nawet dość daleko od wzmacniacza i bez choćby śladu uczucia ciążenia na kolanach. Każdy z jego przewodów wiodących do muszli jest plecionką z dwóch cienkich, srebrzystych drucików w przeźroczystej izolacji. Zbiegają się one w poczwórną plecionkę i kończą złoconym małym jackiem. Sądząc po walorach brzmieniowych, jakość tej plecionki należy uznać za bardzo dobrą. W komplecie jest też złocona przejściówka na duży jack. Wszystko to razem dostarczają nam w obszernym etui ze sztywnego czarnego materiału, zapinanym na zamek błyskawiczny i z praktycznym uchwytem. Spakowanie do ewentualnego transportu zajmuje parę sekund. W sumie estetyka i ergonomia są dość przeciętne, ale nie pozbawione zalet, przy czym stylistyka jest konserwatywna i niespecjalnie pociągająca, lecz nie tutaj lokują się przewagi.

Odsłuch. Kiedy zacząłem ich słuchać, pierwszą myślą jaka się nasunęła było: ‒ Ależ przyjemnie grają. Prosto, bezpretensjonalnie, naturalnie, czysto, swobodnie.

HiFiMAN HE-300

Doskonale to się uwidacznia w konfrontacji z Sennheiserem HD 650, użytym do porównania jako coś ze zbliżonego przedziału cenowego. Gdy je między sobą zamieniać, dźwięk Sennheiserów okazuje się sztucznie zaaranżowany. Cały w pogłosach i z wydumaną sceną. Sceną niewątpliwie głęboką, dosyć rozległą, dość ciekawie poukładaną i z interesującym współbrzmieniem pojawiających się dźwięków, ale w sumie nieco teatralną i z charakterystycznym dla pomieszczeń zamkniętych męczącym brakiem świeżości. Artykulacja Hi-FiMAN'a niewątpliwie jest czystsza, a wysokie tony idą zdecydowanie wyżej, nadając całości bardziej wyrazistego rysunku i zdecydowanie większego wrażenia autentyzmu. W sumie wypadło to tak, że pierwszych kilka sekund z  Sennheiserem wydało mi się nie gorszych, ale już pod koniec pierwszej minuty miałem zdecydowanie dosyć i powrót do HE-300 przyniósł wyraźną ulgę. Dynamiczne Hi-FiMAN'y mają nieczęstą zaletę łączenia w całość zaangażowania słuchacza z brakiem dźwiękowej agresji. Tak w każdym razie to brzmiało ze wzmacniaczem Twin-Head  w trybie OTL. Zadziwiająca jak na ten przedział cenowy naturalność, elegancja i brak niedociągnięć. Żadnej uszczypliwości w sopranach, żadnego podbarwionego czy przymglonego medium. Zero sybilacji i jednocześnie zero nudy. Ten dźwięk nie jest aż tak dobry, żeby zaraz krzyczeć z radości. W pierwszej chwili wydaje się tylko dobry i nic więcej, ale potem słucha się, słucha i słucha, i ani trochę nie ma się dosyć, a ja, proszę szanownej publiczności, bardzo grymaśny się już zrobiłem i naprawdę niełatwo mnie skłonić do dłuższego słuchania. Tymczasem tutaj wraz z upływem czasu narastało zaangażowanie w odsłuch i płynąca zeń satysfakcja, a nie, jak to przeważnie u mnie bywa, irytacja z ujawniających się niedociągnięć.

 

HiFiMAN HE-300

Brzmienie tych słuchawek nie skłania do analizy. Słuchasz i myślisz sobie: ‒ Dobrze. Naprawdę dobrze. Spójnie, przejrzyście, otwarcie, bezpośrednio. A jeszcze do tego bas jest naprawdę przedniej marki i całościowa potęga brzmienia też należyta. By taką była oczywiście szybkość dźwięku musi być co najmniej spora, a i dynamika odpowiednia. A kiedy wszystko to jest koherentnie podane i zupełnie pozbawione sztuczności czy agresji, słuchanie staje się czystą przyjemnością i to słowo najbardziej do tych słuchawek okazuje się pasować. One są naprawdę przyjemnie. Ale nie tą zdawkową, ugrzecznioną przyjemnością sklepowego subiekta, tylko tą jaką sprawia patrzenie na coś pięknego. Szczerze powiem, odkąd słuchałem Sennheisera HD 600 z Lebenem CS-300XS, nie miałem takiej słuchawkowej frajdy w przedziale cenowym z okolic tysiąca złotych. Oczywiście trzeba się zastrzec ‒ co kraj, to obyczaj; co wzmacniacz, to inne brzmienie. Nie jest łatwe napisanie recenzji z uwzględnieniem szerokiego spektrum wzmacniaczy, w każdym razie ja nie posiadam odpowiedniego zaplecza. Ale to co piszę nie wzięło się przecież znikąd, tylko z konkretnej aparatury, a zatem są to obiektywne walory tych słuchawek ukazujące się w pewnym konkretnym systemie. Walory na pewno obecne także w innych zestawieniach wzmacniających o odpowiedniej klasie.  



Podsumowanie. Jeżeli jakieś słuchawki biorą zdecydowanie górę nad Senheiserem HD 650, a mniej od niego kosztują, pisanie czegoś więcej nie ma już raczej sensu. U mnie tak było i piszę to z ręką na sercu tudzież w obecności wzmacniacza, który pod słuchawki Sennheisera został skonstruowany. Powiem krótko, Sennheiser powinien wziąć się do roboty. I to natychmiast.  

Aktualna cena i specyfikacja HiFiMAN HE-300

<