HiFiMAN HE-500 test Piotr Ryki (recenzja, opinie)

Oto kolejne z oferty słuchawek wyprodukowanych przez chińskiego HiFiMAN'a jakie dane jest mi recenzować. Zadanie, chociaż niełatwe – wymagające niemałej staranności, cierpliwości i doboru odpowiedniego sprzętu – pozostaje przyjemne, ponieważ wyroby niedawno powstałej chińskiej manufaktury są zaskakująco wybitne. Liderujący stawce swego producenta model HE-6 zdystansował w mym mniemaniu wielu bardzo znamienitych konkurentów, pochodzących od uznanych marek o dużych tradycjach i ugruntowanej pozycji rynkowej. I nie inaczej jest w przypadku modelu HE-500, uplasowanego w stawce wytwórcy na miejscu wicelidera.

Słuchawki HiFiMAN HE-500 vs Sennheiser HD700 Autor: Piotr Ryka.  

HiFiMAN HE-500

Budowa i aspekty techniczne. Obok zaszczytnego bycia wiceliderem model HE-500 ma zadanie nawet ważniejsze. Pomyślano go bowiem jako słuchawki jednocześnie ortodynamiczne i możliwe do napędzania zwykłymi słuchawkowymi wzmacniaczami, co na ogół nie chodzi w parze. Pojawiają się w związku z tym sugestie, że tak naprawdę jest to także model szczytowy, tyle że skierowany do użytkowników nie posiadających wzmacniaczy kolumnowych ani nie zamierzających kupować takowych tylko by napędzać ortodynamiczne słuchawki. Moim zdaniem jest to sugestia nietrafna, a nawet grubo przesadzona. Już na pierwszy rzut oka widać, że HE-6 są od HE-500 wyrobem w wyższym gatunku. Położono na nich wyższej jakości lakier i opatrzono lepszej jakości welurowymi padami. Zadbano także o lepszy kabel, a duże pudło zamiast podróżnego nesesera sugeruje inny przedział słuchawkowego rynku, niewątpliwie szacowniejszy. Również po założeniu ergonomiczna przewaga HE-6 momentalnie się uwidacznia. Bo chociaż kształty są identyczne a waga bardzo podobna, prawdziwy lider nosi się wygodniej i dotyk padów ma przyjemniejszy. Rozpoczynanie recenzji od porównania z czymś lepszym nie jest zabiegiem szczególnie miłym dla tego gorszego, lecz pamiętajmy, że HE-6 to słuchawki o dwa tysiące złotych droższe i specyficzne; wymagające szczególnego wzmacniaczowego towarzystwa. Tymczasem HE-500 to produkt nie szokujący ceną i w sensie użytkowym całkiem zwyczajny. Fakt – 3800 złotych jak za słuchawki to niemało – ale znający choć trochę rynek nie będą mieć trudności ze wskazaniem licznych droższych, nieraz nawet bardzo drastycznie. Te recenzowane tu nietypowe słuchawki ortodynamiczne, powstałe z myślą o zwykłych użytkownikach słuchawek i ich zwykłych słuchawkowych wzmacniaczach, oferują dwie rzeczy

HiFiMAN HE-500

ważne: Są konstrukcyjnie bardzo solidne, dzięki czemu nie trzeba na nie chuchać ani kłaść ich na aksamitnych poduszkach, a jednocześnie są znakomite brzmieniowo, i przecież o to właśnie przede wszystkim chodzi. Są też, zgodnie z intencją przyświecającą ich powstaniu, znacznie łatwiejsze do napędzania. Wprawdzie nie łatwe banalnie, bo ich opiewająca na 89 decybeli skuteczność stawia jednak dość twarde warunki wzmacniaczom i z potencjometrem trzeba będzie pojechać znacznie dalej niźli zazwyczaj, ale na pewno jest o wiele łatwiej niż w przypadku klasycznych słuchawek ortodynamicznych, których słuchanie na czymś nie mającym przynajmniej 5 watów na kanał nieubłaganie skutkuje degradacją brzmienia. Tu tego nie ma, a przy tym w sensie użytkowym jest to wyrób o specyfice mającej bardzo znanego dynamicznego antenata, w postaci niezwykle cenionych przez liczne grono audiofilii Beyerdynamików DT-150. Różnica jest tak naprawdę jedna: za swe kilka razy większe pieniądze HiFiMAN HE-500 oferuje brzmienie podobne, jednak na o wiele wyższym poziomie; nie mające żadnych łatwych do wyłapania ograniczeń ani kłopotów z byciem jednocześnie potężnym i wyrafinowanym. Tyle na obronę. W todze prokuratora musimy natomiast zauważyć, że jak na swą cenę HE-500 nie szastają doznaniami estetycznymi ani wygodą. Za te pieniądze powinno być lepiej. Sporo lepiej. Lakier i pady powinny być te same co u HE-6, a tamtym za jakościowy wyróżnik producent powinien wymyślić jakieś inne atuty dopełniające ich brzmieniowych przewag.

 

Odsłuch. Niestety, nie mam pod ręką DT-150, ale to na ich szczęście, bo solidnie by oberwały. Mam za to Sennheisery HD 700 i poproszono mnie o porównanie właśnie z nimi. Prośba jest jak najbardziej zasadna, bo ceny są niemal identyczne. HD 700 okazują się nawet o 200 złotych droższe. Trzeba jednak zarazem pamiętać, że w cenowym pobliżu czają się też inni konkurenci: niewiele droższe Grado GS-1000 i niemal dokładnie tyle samo kosztujący flagowy model Beyerdynamica – znakomite T1. No ale ich też nie mam, a i własna Audio-Technica ATH-W5000 wybyła na czas jakiś do kogoś chcącego poznać brzmienie wysokiej klasy słuchawek zamkniętych, tak więc pozostają jedynie te HD 700. I dobrze, mniej będzie roboty.

HiFiMAN HE-500

Przejdźmy do konkretów. Nic tutaj odkrywczego nie powiem. Dźwięk modelu HE-500 jest bardzo podobny do oferowanych przez HE-6 i HE-5LE. Od tych pierwszych nieco mniej wyrafinowany i dynamiczny, a od drugich także mniej dynamiczny, ale za to bardziej wyrafinowany. I tak być powinno. Dynamika tamtych płynie wszak ze współpracy z normalnymi wzmacniaczami, a wyrafinowanie HE-6 jest pochodną lepszych przetworników, napylanych złotem i o cieńszych membranach. W tej sytuacji będę się powtarzał, ale nie ma rady. Tak więc znów napiszę, że dźwięk HiFiMAN'ów jest potężny i dociążony, a przy tym pozostaje naturalny i łatwostrawny. Jest też dynamiczny i szczegółowy, ale nade wszystko mający to coś najważniejszego, mianowicie powab. To się natychmiast uwidacznia w wokalizie. Nie ma lepszego probierza dźwiękowej magii. Głos wokalisty musi mieć tą dodatkową składową, której zwykłe słuchawki nie mają. Tą dodatkową nutę, tę śpiewność, sprawiającą że nie jest to zwykłe śpiewanie jak z radia, tylko posiadająca dodatkowy wymiar wibracja, nieobecna jeszcze w Sennheiserach HD 600, a obecna już w modelu HD 700 i u tych HiFiMAN'ów. Ten dodatkowy aspekt niby wielki nie jest, ale robi różnicę. Nie jakąś kardynalną, ale i nie taką możliwą do przejścia obok. Przeprowadziłem bezpośrednie porównanie, do którego użyłem Sennheiserów HD 600 i HD 700. Dźwięk tych pierwszych był znakomicie utrafiony pod względem jasności i bardzo bezpośredni. Nie od dzisiaj wiadomo, że HD 600 to wybitne słuchawki, o ile tylko napędzający je wzmacniacz nie jest szorstki i nie stwarza ograniczeń co do przejrzystości. HD 600 nie czarują, a raczej czarują, ale ich czar polega na braku czarowania, czyli czarują naturalnością. HD 700 są w porównaniu ciemniejsze i stwarzają aurę sceniczną w postaci lekkiego pogłosu. Dodają do tego szczyptę łaszenia się dźwięku tą podrasowaną frazą i w sumie wychodzi to nieźle, ale według mnie HD 600 to słuchawki bardziej udane,zwłaszcza jak wziąć pod uwagę różnicę w cenie. Oczywiście ta nuta uroku jest naprawdę dużo warta, ale czy faktycznie wymaga poniesienia aż o tyle większych nakładów, nie jestem przekonany. Pozostaje jeszcze sprawdzić, jak to wypada z innym wzmacniaczem, o czym za chwilę. Na razie zakładam HE-500. Są jaśniejsze od HD 700 i o włos ciemniejsze od HD 600. Podobnie jak HD 600 są naturalne i bez narzucającej się pogłosowości, a jednocześnie posiadają ten ujmujący powab, pozwalający zapominać o prozie życia dzięki nasączaniu nagrań dyskretną poetyką i zmysłowością.  

 

Na słabszym wzmacniaczu, ale bynajmniej nie słabym, bo WooAudio WA6-SE i to z lampą prostowniczą 274B Sophia "Princess", ukazała się pewna analogia. Różnica pomiędzy nim a

HiFiMAN HE-500

modyfikowanym ASL Twin-Head'em była trochę podobna do tej między HD-600 a HE-500. Jemu także trochę zabrakło owej zmysłowej nuty, ale ponadto był też mniej bezpośredni, podczas gdy HD 600 są pod tym względem naprawdę znakomite. Tak więc łączenie zmysłowego powabu z bezpośredniością jest signum wysokiej klasy audiofilskich zabawek, pośród których odnajdujemy nasze tytułowe HE-500. To słuchawki do tańca i do różańca. Kiedy trzeba o dźwięku subtelnym i eleganckim – wprawdzie jeszcze nie na poziomie największych z wielkich i zmuszone uznać wyższość modelu HE-6, ale już niewątpliwie na high-endowych wyżynach – a jednocześnie skore do zabawy i rozwydrzenia; gotowe porwać słuchacza w wir rockowego szału i łoskotu drum&bassu. Jak wszystkie słuchawki ortodynamiczne kochają głośne granie i są do niego stworzone, a co za tym idzie wzmacniacz je napędzający musi być wolny od zniekształceń na wysokich poziomach głośności. Ponieważ pod koniec pisania recenzji pojawiły się w moim zasięgu także Sennheisery HD 800, grzechem byłoby nie porównać i do nich. W żadnym razie nie napiszę, że flagowe Sennheisery są jakościowo wyższe. Owszem, mają inną naturę. Budują wielką scenę, dalej stawiają wykonawców, a źródła dźwięku czynią większymi. Nade wszystko zaś przejawiają tendencję do autokreatywnej pogłosowości. W pewnych nagraniach to się nieźle sprawdza, ale w innych bynajmniej. Dla przykładu sławna "Suzanne" Leonarda Cohena na HE-500 wypadła o niebo lepiej, bo ta płyta sama z siebie posiada sferę pogłosową, której podwajanie kończy się może nie wywrotką, ale audiofilskim potknięciem na pewno. Jednakże jeśli ktoś lubi dodatkowe echo w muzyce elektronicznej, wielkiej symfonice albo gdziekolwiek indziej, to nie ma sprawy, HD 800 są na usługi. Inna rzecz, że one to jeden wielki kaprys. Żadne znane mi słuchawki podczas współpracy z Twin-Head'em nie preferują do tego stopnia jednego z jego trybów (wolą OTL), ani nie są tak bardzo łase na lepsze źródła. Ale o tym już się kiedyś obszernie rozpisywałem i nie będę do tego wracał. W porównaniu i kontrapunkcie wiceflagowe HiFiMAN'y HE-500 niczego nie usiłują powiększać, odsuwać ani wzbogacać o echo. Grają prosto z mostu, co nie znaczy, że po łebkach. Każde nagranie przeglądają i odtwarzają z wielką pieczołowitością, dając kolejny dowód znakomitości konstrukcji ortodynamicznych zarówno w mierze normalnej szczegółowości, dynamiki i bezpośredniości, jak i pod względem tego bardziej wyszukanego wdzięku i muzycznego powabu, znamionujących przynależność do elity wyrobów audio.  

 

Podsumowanie.

HiFiMAN HE-500

HiFiMAN'y HE-500 leżą w przedziale cenowym, którego istnienie chyba najtrudniej uzasadnić. Nie są tanie. Daleko od tego. Nie są też średnie. Od średnich Sennheiserów HD 600 są ponad dwa razy droższe. A jednocześnie nie należą do topu. Samo istnienie modelu HE-6 zaprzecza temu. Zarazem nie są według mnie słabsze od flagowych HD 800, tylko inaczej dźwiękowo poukładane. Te HD 800 dużo droższe nie są, chociaż siedemset złotych piechotą nie chodzi, ale moim zdaniem ich cena jest następstwem udanej kampanii reklamowej Sennheisera, dzięki której udało się wykreować obraz czegoś wyjątkowego, co według mnie posiada jedynie częściowe pokrycie w faktach, ponieważ brzmienie HD 800 ukazuje swój pełny wymiar dopiero w towarzystwie sprzętu za bardzo już okrągłe kwoty, a bez tego pozostaje ułomne. To jednak kłopot dla ich użytkowników, natomiast ja jako recenzent muszę się zmierzyć z problemem wyceny i oceny modelu HE-500, czyli uzasadnić lub zakwestionować ich cenową analogię do flagowych T1 i wiceflagowych HD 700. To drugie jest łatwe, bo HD 700 lepsze nie są, to pierwsze pozostaje problematyczne i wymagające starannej analizy, której z oczywistego powodu nie przeprowadziłem. Tak na dystans mogę tylko powiedzieć, że HiFiMAN'y mają z pewnością lepszy bas i większą naturalną potęgę (od T1), a co do reszty, sprawa pozostaje otwarta. Z uzasadnianiem mam jeszcze dodatkowe kłopoty. Pierwszy, że nastąpiło swoiste rozwarstwienie. Część firm, w tym takie tuzy jak Sennheiser i Beyerdynamic, oszacowała swe flagowe wyroby niżej, oscylując z ceną wokół czterech tysięcy złotych, podczas gdy inni, jak Ultrasone, Grado i HiFiMAN zdecydowali się mierzyć znacznie wyżej, lokując swych liderów w okolicach sześciu a nawet ośmiu tysięcy. W konsekwencji nastąpiło cenowe przemieszanie i liderzy jednych firm kosztują tyle samo co wiceliderzy innych, czyniąc relację cena-jakość mniej przejrzystą. Drugim kłopotem jest fakt, że model HE-6 okazuje się dźwiękowo niewątpliwie wybitniejszy. Oczywiście ma swoje specyficzne wzmacniaczowe wymogi, ale te mogą być w równej mierze kłopotem co okazją. Dla użytkowników wzmacniaczy słuchawkowych są przeszkodą, dla użytkowników kolumn powinny być zachętą. Czy niższa o dwa tysiące złotych cena, współpraca ze słuchawkowymi wzmacniaczami i bycie nie gorszym od HD 700 i HD 800 są wystarczającymi racjami istnienia modelu HE-500? Z punktu widzenia rynku zwykłych słuchawek wydaje się to oczywiste, z punktu widzenia uwzględniającego także istnienie flagowych HE-6 – sprawa robi się trudniejsza. Jednak dwa tysiące to spora kwota, raczej poprawnie oddająca niemały dystans jakościowy dzielący HE-500 od HE-6. Aż tyle z rękawa przeciętny audiofil ot tak nie wytrzepie i kto chce posiąść naprawdę elitarne HE-6, musi podjąć większy wysiłek finansowy.

W punktach:

Zalety:

- Naturalność brzmienia.
- Bardzo wysoki ogólny poziom przekazu.
- Świetny bas.
- Potęga dźwięku.
- Wysoka szczegółowość.
- Brak sybilacji.
- Dobrze zaaranżowana scena.
- Poetyckość i zmysłowość o high-endowym rodowodzie.
- Z łatwością wytrzymują porównanie z wybitnymi konkurentami.
- Do każdego rodzaju muzyki.
- Dobrej jakości długi, lekki i odpinany kabel.
- Współpraca ze zwykłymi słuchawkowymi wzmacniaczami.
- Solidność konstrukcji.
- Niska awaryjność.
- Narastający mir słuchawek ortodynamicznych.
- Dwa komplety padów.
- Opakowanie w postaci praktycznego nesesera.
- Krajowy dystrybutor.
- Bezproblemowy serwis.


  Wady:

- Mimo wszystko dość trudne do napędzenia.
- Surowce i wykończenie mogłyby być wyższej jakości.
- Mierna wygoda.
- Jak na firmę dopiero usiłującą zawojować rynek wysoka cena.
- Kosztowne, a mimo to nie flagowe.
- Spory dystans jakościowy do wycenionego na dwa tysiące złotych więcej lidera.  

Aktualna cena i specyfikacja HiFiMAN HE-500

<