Na tle konkurencyjnych produktów Fatman Trinity jawi się jako wzmacniacz wyjątkowy. Zazwyczaj w tej cenie otrzymujemy stację dokującą z głośnikami – owszem, nieraz ładnie grającą, ale jeśli zechcemy czegoś więcej jej możliwości szybko się skończą.
Fatman Trinity i Roth Oli 20 Fatman Trinity i Roth Oli 30
O producencie.
Fatman by TLA to marka o kilkunastoletnim stażu na rynku. Jej właścicielem jest brytyjskie przedsiębiorstwo TLA, które specjalizuje się w projektowaniu i produkcji profesjonalnego sprzętu studyjnego. Zazwyczaj opartego na lampach – dodajmy. Sprzęt spod znaku TLA odnajdziemy na wyposażeniu najlepszych studiów nagraniowych i muzyków na świecie. Z produktów TLA korzystają lub korzystali między innymi: Neil Diamond, Lynyrd Skynyrd, Tori Amos, Placebo, Morcheeba. W wypowiedziach inżynierów dźwięku, które znajdziemy na stronie TL Audio powtarza się fascynacja ciepłym i analogowym brzmieniem produktów TLA. Oraz muzykalnością, która nadaje życia surowej cyfrowej muzyce zarejestrowanej w studio. Pytanie czy TLA potrafi przenieść te doświadczenia na sprzęt typowo konsumencki?.
O produktach. Dzisiejszy bohater test – Trinity znany jest głównie jako starszy i lepszy brat niezwykle popularnego Fatmana iTube. Jednak myli się ten, kto uważa, że gama Fatmanowskiego sprzętu to tylko kompaktowe wzmacniacze ze stacjami dokującymi. Pomijając profesjonalny sprzęt studyjny, który także był oznaczany logiem Fatman warto wspomnieć audiofilskich wzmacniaczach wagi ciężkiej. Mam tu na myśli modele wyceniane na kilka tysięcy złotych np.: iTube 202, iTube 302 czy iTube 452 (ten ostatni kosztuje blisko 10.000zł). Szczytowym osiągnięciem Fatmana był 51-kilogramowy system Mothership, który składał się z trzech oddzielnych elementów i kosztował ok 25.000 zł. Ten potężny sprzęt wprawił w zdumienie nawet największych audiofilów. A jak się ma do tej dumnej historii marki Fatman Trinity? Sprawdźmy.
Przykazanie pierwsze - nie myl Trinity z iTube. To pierwszy wniosek, które płynie z z tego testu. Chociaż na papierze oba modele wyglądają podobnie, to w praktyce są różnymi produktami. Podkreślam to, gdyż utarło się, że Trinity to iTube w innej obudowie, ale tak nie jest. Z drugiej strony to żadna ujma, gdyż Fatman iTube był wielokrotnie nagradzany za wygląd, wykonanie i jakość dźwięku. Poza miłośnikami odtwarzaczy Apple do grona jego największych adoratorów należą redaktorzy najpoczytniejszego pisma z branży audio-video na świecie – What Hi Fi. Ci wielokrotnie wyróżniali go maksymalną oceną pięciu gwiazdek, a nawet uczynili produktem roku według What Hi Fi. Niemniej szczodrzy byli dla samego Trinity, który także zebrał najwyższe możliwe noty. Jednak Trinity pozostał nieco w cieniu sukcesów iTube'a. Jak się okazuje – zupełnie niesłusznie.
Budowa i wygląd Fatmana Trinity.
Wygląd Trinity stanowi przeciwieństwo iTube. Czarny, stonowany lakier piano to kontrast w stosunku do srebrnej, zdobnej we wzory obudowy iTube'a. Intensywny kilkutygodniowy test pokazał, że lakier jest odporny na matowienie, zadrapania i inne fizyczne uszkodzenia. Na froncie obudowy mamy do dyspozycji dwie srebrne gałki. Obie pracują skokowo. Pierwsza pozwala nam wybrać źródło dźwięku – ze stacji dokującej (dla produktów Apple), przetwornika DAC (dla komputera, laptopa), wejścia liniowego 2xRCA (dla odtwarzaczy CD/DVD/Blu-ray i telewizorów) oraz AUX, czyli mini-jack (dla odtwarzaczy mp3 lub telewizorów). Jak widać, producent nie bez powodu nazywa Trinity wzmacniaczem multimedialnym. Potencjometr – niczym w high-end. Drugie pokrętło służy do regulacji głośności i tu pierwsze zdziwienie - korzysta z cyfrowego potencjometru drabinkowego. To pierwsza różnica w stosunku do iTube'a, który jest wyposażony w potencjometr analogowy. Przewaga potencjometru cyfrowego nad analogowym są znane od dawna – pozwala on na idealny balans obu kanałów, co przekłada się na dużo lepszą scenę muzyczną, detaliczność dźwięku, wierność przekazu. Ponadto, pozwala na sterowanie poziomem głośności z pilota oraz odcięcie dźwięku w każdym momencie (przycisk mute).
Pilot.
W Trinity, można z pilota sterować nie tylko poziomem głośności, ale także udziałem niskich oraz wysokich tonów bez względu na źródło, z którego popłynie dźwięk. To kolejne elementy, których nie odnajdziemy w iTube. W końcu pilotem możemy odłączyć końcówki mocy, gdy same lampy w sekcji przedwzmacniacza pozostają włączone – genialne rozwiązanie, które znacząco wydłuża żywotność lamp. Ktoś może się przyczepić, że to szczegół, bo koszt nowych lamp to groszowa sprawa, a wymienić je może każdy. Ale taka dbałość o detale wzbudza poczucie kontaktu z produktem dopieszczonym, wartym swojej ceny. Pomiędzy pokrętłami znajduje się włącznik sprzętu oraz kontrolka, która mruganiem informuje o tym, że lampy potrzebują kilkunastu sekund, aby przystąpić do pracy. Powyżej mamy stację dokującą, obok lakierowaną metalową puszkę, która skrywa ciężki transformator prądu oraz lampy przedwzmacniacza zabezpieczone zdejmowalną klatką.
Zajdźmy od tyłu. Tył wzmacniacza skrywa szereg gniazd. Mamy tam wejście DAC USB, jedno wejście liniowe, wejście AUX. Z wyjść: standardowe głośnikowe zaciskane gniazda bananowe, wyjście na subwoofer (sic!), wyjście kompozytowe video i S-video. Te dwa ostatnie, przydadzą się aby transmitować obraz z iPhone'a lub iPoda na telewizor. Wbrew pozorom to ciekawa funkcja – na telewizorze wyświetlimy menu z iPoda, zaś pilotem do Trinity możemy swobodnie zarządzać playlistą z iPoda. Zadokowany w Fatmanie odtwarzacz Apple sprawnie reaguje na wszystkie polecenia pilota. Do pełni szczęścia brakuje bardziej współczesnych gniazd video np. HDMI.
Jakość wykonania.
Trinity jest ciężki, nie przypomina w żaden sposób zabawki, trudno odnaleźć w nim jakiekolwiek niedoróbki. Wszystko dobrze przylega do siebie, pracuje z właściwym oporem. Pomimo sporego przebiegu testowego egzemplarza nie zauważyłem żadnych śladów zużycia mechanizmów. Mam poczucie obcowania ze sprzętem luksusowym i dopracowanym w każdym szczególe. Odsłuch – brzmienie i jakość dźwięku Trinity. Trinity prezentuje dźwięk o innej niż iTube sygnaturze. Uwaga ta dotyczy właściwie każdej ocenianej materii. Zacznijmy od sceny, która jest zdecydowanie głębsza, bogatsza w kolejne plany, chociaż w stosunku do iTube'a wielkość instrumentów i wokalów wydaje się być nieco szczuplejsza. Ułożenie instrumentów na scenie jest dużo dokładniejsze, nie ma problemów z lokalizacją źródeł pozornych – bez problemu wskażemy, skąd dobiega wokal oraz przygrywające mu instrumenty. Zostańmy na chwilę przy wokalu – jest ładnie uwypuklony, wyróżnia się ze sceny we właściwej proporcji, podobnie jak to ma miejsce w iTube. Różnice za to odnajdziemy w samym sposobie reprodukcji barwy. Trinity lepiej niż iTube różnicuje średnice, z drugiej strony nieco ją odchudza. Szczególnie tyczy się to wyższych rejestrów – iTube chętniej „gada” pudłem gitary akustycznej, gdy Trinity faworyzuje sam moment szarpnięcia za struny. Dlatego pierwszy dźwięk może uchodzić za bardziej lampowy, zaś drugi za bardziej detaliczny i uniwersalny. Trudno zdecydować się, który wzmacniacz gra lepiej. W przypadku minimalistycznych nagrań akustycznych bogata barwa iTube'a robi szalenie dobre wrażenie, pokazując esencję muzykalności wzmacniaczy lampowych. Z kolei w przypadku nieco bardziej skomplikowanej muzyki pojawia się wyraźna przewaga Trinity. Świetne wrażenie w Trinity robi otwarta, detaliczna góra, delikatnie zaokrąglona, zgodnie z lampowymi standardami – jeśli tylko korzystamy z dobrej klasy nagrań - nigdy nie kłuje w uszy. Nie ma mowy o jakimkolwiek szeleszczeniu czy też sybilowaniu dźwięku. Dźwięk jest przyjemnie analogowy, bez utraty detaliczności. Dodajmy do tego świetny bas na testowanych kolumnach Roth Audio OLi 30. Skoczny, punktowy, bez grama interferencji. Przy rocku, popie czy szybkim jazzie całość jest piekielnie muzykalna, szybka i wciągająca. Jeśli chodzi o bas – sprawa ma się podobnie jak w przypadku średnicy. Więcej otrzymamy go w iTube, jednak w Trinity będzie bardziej powściągliwy, zróżnicowany i szybszy. Nie oznacza to, że bas w Trinity nie schodzi tak nisko jak w iTube. Wręcz przeciwnie – pojawia się co najmniej tam, gdzie jest w iTube, jednak odrywa się szybciej dając poczucie większej dynamiki.
Z subwooferem.
Pozostał jeszcze test z podłączonym subwooferem. Skorzystałem z dedykowanego do serii Roth OLi subwoofera KH20. Subwoofer może współpracować zarówno z monitorami OLi 20, jak i podłogowymi modelami OLi 30, OLi 40 oraz OLi 50. 150W na papierze nie oddaje możliwości tego urządzenia. Siła uderzenia jest tak potężna, że w pomieszczeniu 16m kw musiałem skręcić do minimum zarówno poziom odcięcia jak i głośność KH20. Przy takim ustawieniu subwoofer podłączony do Trinity świetnie uzupełniał kolumny – bardzo dyskretnie schodził do najniższych rejestrów wprowadzając do przekazu muzycznego wiele interesujących niuansów. Zakup subwoofera to poważny argument, aby kolejny raz zajrzeć do dobrze już znanych nagrań – w każdym z nich odnajdziemy coś nowego, ważnego, lepszego.
Z Roth OLi 20. To chyba najpopularniejsze zestawienie. Roth OLi 20 to tanie monitory, więc nie powinno się oczekiwać od nich zbyt wiele. A jednak, producent zamontował w nich dokładnie ten sam głośnik wysokotonowy, którego używa w OLi 40, które kosztują blisko trzy razy więcej. Nie oszczędzono także na obudowie, ani na głośniku średnio-niskotonowym. W efekcie, OLi 20 w połączeniu z Trinity grają bardzo bogatą górą pasma, która nie odstaje od dwukrotnie droższego modelu OLi 30! Jak na swoje rozmiary mają dużo więcej basu, niż ktokolwiek mógłby podejrzewać. Dzięki wygłuszeniu DALtech jest on bardzo czysty - wszak te małe kolumny ważą razem 11kg! Solidność czuć także w samej budowie. To bardzo dobre zestawienie, częsty wybór tej konfiguracji przez klientów nie dziwi.
Podsumowanie. Na tle konkurencyjnych produktów Fatman Trinity jawi się jako wzmacniacz wyjątkowy. Zazwyczaj w tej cenie otrzymujemy stację dokującą z głośnikami – owszem, nieraz ładnie grającą, ale jeśli zechcemy czegoś więcej jej możliwości szybko się skończą. Głośników nie wymienimy na większe, cena odsprzedaży okaże się rażąco niska, a większość stacji nie pozwoli nam odtwarzać muzyki z innych źródeł niż iPhone lub iPod. Z Trinity jest inaczej. To rasowy wzmacniacz klasy hi-fi, którego jakość dźwięku nie odstaje od innych uznanych wzmacniaczy w tej cenie. Jako gratis producent dokłada stację dokującą, unikalny wygląd oraz delikatną lampową barwę znaną z dużo droższych urządzeń. Wzmacniacz zaskakuje sporą mocą, którą bez problemu wysteruje praktycznie każdą mniejszą gabarytowo kolumnę podłogową. A to już duże możliwości rozwoju. Należy także pochwalić współpracę z subwooferem oraz komplet złącz, które faktycznie predestynują go do nazwy „multimedialny”. Fatman Trinity to sprzęt świetnie wykonany, uniwersalny brzmieniowo i bogaty w funkcje.
Krótko w punktach.
PLUSY:
- uniwersalne brzmienie wzbogacone lampową barwą
- dobra kontrola basu
- detaliczna, łagodna i analogowa góra pasma
- mocno zaznaczona średnica
- jakość wykonania
- potencjometr cyfrowy
- wyjście na subwoofer
- wbudowany przetwornik DAC
- kompaktowe rozmiary
MINUSY:
- oryginalny wygląd
- nie każdemu przypadnie do gustu
- nie da się zamówić wersji bez stacji dokującej
- tylko jedno wejście RCA
- brak wyjścia HDMI
- jedna wersja kolorystyczna
- nieco szczuplejsza niż w iTube średnica
Zestaw testowy: Źródło: PC - Winamp + plugin Wasapi, karta dźwiękowa HiFiMAN HM-101, filtr USB Firestone GreenKey Wzmacniacz: Fatman Trinity Kolumny: Roth Audio OLi 30 Okablowanie: Melodika